W minionym okresie piłkarze Łużyc-Bazaltu Lubań rozgrywali ważne mecze w klasie okręgowej. Zarówno z Nysą Zgorzelec jak i Lotnikiem Jeżów Sudecki podopieczni trenera Waldemara Wolreitera dwukrotnie zremisowali 2:2.
Po trzech kolejkach lubanianie mieli na swoim koncie zaledwie punkt. Wobec deklaracji walki o awans do czwartej ligi ten wynik nikogo w klubie nie zadowalał. Nie powinien zatem dziwić fakt, że porażka z Nysą mogła być jednoznaczna z kulminacją fali krytyki ze strony kibiców lubańskiej drużyny. Łużyce-Bazalt prowadziły już 2:0, ale meczu nie zdołały wygrać. Na domiar złego gola rozstrzygającego o wyniku strzelili sobie sami.
- Straciliśmy gola w doliczonym czasie gry na własne życzenie. Niech to wystarczy za komentarz - przyznał trener lubanian Waldemar Wolreiter.
Mecz lepiej rozpoczęli zgorzelczanie, ale z bramek cieszyli miejscowi. Najpierw w 33. min Barynowa do kapitulacji z bliska zmusił Skwara, a kilka minut później piłkę po dośrodkowaniu Mazura z rzutu rożnego efektowną główką do siatki wpakował Andruchów. Po zmianie stron do odrabiania strat ruszyła Nysa. W 55. min w zamieszaniu nadzieje przyjezdnym na korzystny wynik dał M. Monik. Zgorzelczanie prowadzili grę, ale groźniejsze sytuacje po kontrach stwarzali miejscowi. Lubanianom brakowało jednak dokładności i skuteczności, w czym brylował zwłaszcza Złocik. Ze strony zgorzelczan szczęścia próbował Łuszczyk, ale jego uderzenie z trudem obronił Jańczyk. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się wygraną miejscowych, w doliczonym czasie gry Andruchów głową chciał zagrać piłkę do Jańczyka, ten wyszedł z bramki, krzyknął „moja!”, ale ku rozpaczy gospodarzy ta zatrzymała się w siatce...
Więcej czytaj w drukowanym wydaniu Ziemi Lubańskiej
Z dnia: 2010-09-08, Przypisany do: Nr 17(400)